Stałam się krótkim drzewem
uwielbienia.
Zzieleniały mi włosy.
Zdziczały mi oczy.
Wyklułam się z liści i chrustu rdzawego.
Skoczyły mi nogi
w dal, w dal
głęboko
i rozerwały się podłuż
i wzdługie grudy ziemi zaorały.
Hen, za czarnym słońcem,
w sercu dziupli
ma wątroba
i rozgwieżdżone dłonie
sięgają księżyca.
Sza! Nie spłosz mnie
ptaku - nie wydzióbuj mych uszu.
Wykąpcie się dżdżownice
w dżdżu spod mych łez spiralnych
i grubą wstęgą raju
niech zakręci się wiśnia.
W wiśniowym gwarze
na mych dłoniach wydłużone
duchoty oddechów
skowronich.
Po dwa, po trzy,
po tysiąckrocie liczne
i wygięte w goleniach
kości me spróchniałe.
Łapię wiatr w usta
i dmucham
daleko, daleko
i przemierzam kroki
wzdłuż oceanu.